środa, 20 maja 2015

Rozdział 2

 - Zatrzymaj się. - usłyszałam głos mamy.
- Coś się stało? - tata wydawał się zaniepokojony, ze zmęczeniem przetarł twarz.
Samochód płynnie zjechał na pobocze. Mama otworzyła swoje drzwi.
- Przecież widzę, że zasypiasz. Za chwilę wyślesz nas na tamten świat. - westchnęła. - Ja poprowadzę.
- Ty też jesteś zmęczona, i...
- Nie tak jak ty. Nie mam siły na rozmowę z tobą.
Tata pokręcił głową i wysiadł. Zamienili się miejscami. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w tym momencie nawet Bella chyba wyczuła, że coś jest nie tak.



Atmosfera w samochodzie była nie do zniesienia. Wiedziałam, że rodzice mają kryzys, ale nie docierało do mnie to tak bardzo do teraz ... I wiedziałam też, że mama miała nadzieję, że chociaż w święta tata będzie taki jak kiedyś. A on niestety znów nawalił.
Pamiętam, jak miałam dosyć ich czułości, pocałunków i tego wszystkiego, ale teraz... tak bardzo chciałabym żeby to wróciło...
- Sue! - usłyszałam wrzask brata. Zmarszczyłam brwi i wyjęłam słuchawki z uszu.
- Czego?
- Postój jest. - zanim dokończył już go nie było w samochodzie. Tata spał na fotelu z przodu a mama rozmawiała z kimś przez telefon. Bella jak zwykle była w swoim świecie, z zapałem przeglądała książkę z obrazkami cichutko nucąc pod nosem. Do niej i do Charliego chyba nic z tej sytuacji nie docierało, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Jest zbyt mała by to wszystko rozumieć... Było mi jej żal. Właściwie od jej urodzenia tata się tak zachowywał. I ona będzie go pamiętać jako tego, którego nigdy nie ma w domu, a jak już jest, to śpi i wygląda jak siedem nieszczęść.
Mama wsiadła za kierownicę i spojrzała się na tatę. Westchnęła i przykryła go jego marynarką. Boże, nie zniosę tego wszystkiego.



- Jak ty wydoroślałaś! - babcia zaczęła lustrować moją sylwetkę. - Ale uważam, że spódniczka powinna być dłuższa.
- Taa... następnym razem... - wywróciłam oczami.
Na szczęście jej uwaga była już skupiona na Belli, a ja spokojnie mogłam się rozejrzeć. W końcu wyłapałam w tym tłumie ludzi Dylana i od razu rzuciłam się go przytulić.
- Cześć mała. - uśmiechnął się.
- Nie mów na mnie mała! - uderzyłam go w ramię.
Jak zwykle był ubrany po swojemu, a wypłowiałe, zniszczone, różowe włosy wystawały spod wełnianej czapki. Dodatkowo rozmarzone, nieobecne spojrzenie i wychudła sylwetka, i mamy już obraz mojego wujka. Nikt nigdy by nie pomyślał że to mój wujek... i że jest synem tej kobiety, która zawsze była perfekcyjnie wymalowana, w szpilkach i sukience wieczorowej, a przecież zbliżała się powoli do siedemdziesiątki. Moja rodzina była bardzo pokręcona.
Tata z Bellą na rękach podszedł do nas.
- No, bracie, po czterdziestce faceci mają brzuszek, a nie chudną w oczach. - Dylan poklepał go po brzuchu.
- A studenci za zwyczaj nie mają różowych włosów. - odgryzł się tata. Uwielbiałam ich kłótnie, bo każdemu towarzyszył przy tym uśmiech.
- Stary piernik.
- Smarkacz. Znalazłeś już sobie jakąś dziewczynę czy nadal chłopcy?
- Ani chłopcy, ani dziewczyny. - zaśmiał się Dylan. - Mam Sue. - przyciągnął mnie do siebie.
- Pomyśl o własnej córce, a nie cudze podkradasz. - spojrzał się przygaszonym wzrokiem na mamę która wchodziła właśnie na górę  i postawił Bellę na ziemi.
Uśmiechnął się do mnie, ale nie zaliczyłabym tego do szczerych uśmiechów.
Pognał na górę.

Amelie's pov.
Weszłam do sypialni licząc na odrobinę spokoju. Z każdym przyjazdem tutaj czuję się gorzej.
Zdjęłam szpilki i usiadłam zmęczona na łóżku. To wszystko nabrało zbyt szybkiego tempa.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i ciche przekręcanie zamka. Podszedł do mnie. Był tak blisko...
I wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami, pieprzonymi, zielonymi oczami w których kiedyś mogłam się topić, ale to już nie było to. Nadal działał na mnie tak samo, nadal tu był, ale jednak ten mój Harry był gdzieś bardzo, bardzo głęboko schowany.
- Co się dzieje? - spytał cicho. Jego głos wydawał się nie na miejscu po tym czasie milczenia.
- Nic.
- Przecież widzę. - usiadł obok mnie.
- Nic się nie dzieje, Harry.
Westchnął i wstał. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Przecież sama widzisz, że nie jest już tak jak kiedyś. - przeczesał ręką włosy.
- I mi się pytasz, dlaczego tak jest? Może powinieneś sobie zadać to pytanie?
- Ale ja nie wiem Amelie! Robię wszystko dla was, do cholery, a wy się oddalacie!
- Dla nas zostajesz po godzinach w biurze z Ashley? - zmarszczyłam brwi.
Spojrzał się na mnie zdezorientowany.
- Ostatnio przyszłam do wytwórni. Andy właśnie wychodził, tylko ty i ona zostaliście sami w twoim gabinecie.
- Między nami do niczego nie doszło.
- Mam na to jakiś dowód? - uśmiechnęłam się i rozłożyłam ręce.
- Kocham tylko ciebie.
- Nie kochasz mnie, Harry, już od dawna. Nie będę już myśleć o tym, co jest między tobą a nią, ale to nie jest jedyny problem. Chyba powinniśmy... - zacisnęłam oczy żeby nie poleciały łzy i wyprostowałam się. - powinniśmy pomyśleć o rozwodzie.
Zmarszczył brwi.
- Chcesz mnie zostawić, bo myślisz, że cię zdradziłem, mimo że do kurwy nędzy wcale tego nie zrobiłem? - był wyraźnie zły.
Nie będę rozklejać się przed sobą i przed nim, nie tym razem.
- To nie tylko o to chodzi. Ciebie już po prostu... nie ma. Przychodzisz późno i idziesz spać. Nie zwracasz uwagi na mnie i na dzieci. Żyjesz w swoim świecie, i zawsze zawodzisz. Dzisiaj gdyby Sue się nad tobą nie zlitowała siedziałbyś w tym zasranym gabinecie!
- Daj mi ostatnią szansę...
- Dawałam ci już dużo 'ostatnich szans'.
- Ty mnie już nie kochasz, prawda?
Bałam się na niego spojrzeć. Bałam się, że zobaczę u niego łzy, co wskazywał jego głos, bałam się że znowu się nad nim zlituję, a nie chcę już dłużej być kimś, kto kocha wspomnienie człowieka...
- To nie ma teraz znaczenia.
- A co z dziećmi? Przecież...
- Nie zasłaniaj się dziećmi. - przerwałam mu. - Wiem że to się na nich odbije, ale ja nie mogę dłużej z tobą być, Harry...
Spojrzałam na niego. I zaraz potem cholernie tego żałowałam...
Nie płakał, ale jego oczy się błyszczały. Wydawał się jeszcze bardziej blady i wychudzony. Marynarka wisiała na nim, chociaż kiedyś leżała idealnie.
Pokręcił głową.
Potem wszystko działo się szybko, i chyba nie miałam w tamtym momencie nad sobą żadnej kontroli...














wtorek, 12 maja 2015

COMEBACK!

Nie, to nie halucynacja (hemoglobina, taka sytuacja).
Przez 3 miesiące żadnego znaku życia
żadnego rodziału
nicość
pustka
i płacz
Ale.

POWRACAM, PRZEPRASZAM I OBJAŚNIAM! :D

A więc, moje usprawiedliwienie to nie tragedia rodzinna,
ani choroba,
ani problemy (jeśli nie liczyć tych codziennych xd)
i przede wszystkim:

nie umarłam, tak jak się niektórym zdawało xd

Żyję i mam się względnie dobrze, a na Daddy nie skończyła się wena, tylko miałam wrażenie że skończyliście się WY. xd
Po opublikowaniu 1 rozdziału  przez długi czas był 1 komentarz, co mnie odrobinkę załamało. Styczeń był dla mnie bardzo ciężkim czasem, wiele się od tego czasu zmieniło, wiele, serio wiele straciłam i też WIEEEELE zyskałam. Ale to był czas kiedy moja wiara w siebie i te wszystkie pierdoły były na minusie, więc rozumiecie - nie ma żadnego (prawie) znaku z Waszej strony, więc nie ma mojej wiary.
Musiałam poukładać parę spraw i nie wchodziłam na bloga żeby się nie rozczarować jak bardzo tu pusto. Aż pewnego pięknego dnia napisała do mnie dziewczyna dzięki której tu zajrzałam, uświadomiłam sobie że jednak jesteście i że JEST NADZIEJA! :D

(jestem ciekawa ile osób to przeczytało, a ile przeczyta tylko to większą czcionką xd)

Rozdział w tym tygodniu! Od dziś, jeśli będą takie sytuacje że Was nie będzie będę sprawdzać obecność :)

+ dziękuję wszystkim osobom które pytały się kiedy rozdział, prosiły o jakiś znak życia, to jest mega kochane :D

Na przyszłość: jeśli nie ma mnie tu dłużej albo są jakieś pytania, mogę mieć problemy z bloggerem albo znowu jakieś fochy, więc piszcie na twitterze: @dream_in_this albowiem iż ponieważ spędzam tam połowę życia i NA PEWNO tam Wam odpiszę xd

see you soon xx

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 1

- Tato...
Otworzyłem oczy. Szczypały jak cholera, a gdy ruszyłem się żeby je przetrzeć, zmęczone mięśnie szyi dały o sobie znak koszmarnym bólem. Jęknąłem, gdy wstałem z fotela. Kolejna noc przespana na siedząco w gabinecie zaczyna dawać o sobie znać.
W panice spojrzałem na zegarek, ale po chwili przypomniałem sobie, że są święta, dziś nie ma pracy.
- Tato... halo... - dopiero teraz zorientowałem się, że przy biurku stoi moja córka.
- C-co... gdzie...
- Zasnąłeś w biurze. - westchnęła zirytowana. - Mama dzwoniła, ale nie odbierałeś, więc musiałam po ciebie jechać. Za 2 godziny wyjeżdżamy.
- Gdzie? - chyba nie do końca kontaktowałem z rzeczywistością.
- Rany, święta są, wiesz o tym?
Pokiwałem głową.
- A gdzie zwykle wyjeżdżamy w święta? - wywróciła oczami.
- Aaa, już rozumiem. - przeczesałem rozczochrane włosy.
- Tylko lepiej się ogarnij, bo jeśli mama zobaczy cię w takim stanie to będzie jeszcze gorzej. - złość na jej twarzy powoli ustępowała zmartwieniu.
- Jak bardzo zła jest? - spytałem i tak znając odpowiedź.
- Bardzo. - prychnęła. - A będzie jeszcze bardziej, jak się spóźnimy.


Amelie's pov.
- Mamo, a ile mogę wziąć pluszaków? - usłyszałam głos córki od strony drzwi.
- Bella, na prawdę nie mam na to głowy... po prostu zmieść się w swoją torbę, Sue ci pomoże. - westchnęłam wycierając ręce w kuchenny ręcznik.
- Ale Sue nie ma.
Nawet mnie to nie zdziwiło. Zawsze litowała się nad Harry'm, a zwłaszcza wtedy, kiedy ja już traciłam cierpliwość.
- Za chwilę przyjdę na górę i cię spakujemy, dobrze?
Dziewczynka pokiwała głową i w podskokach opuściła kuchnię.
Ciasto w piekarniku. Charlie spakowany. Dom posprzątany. W głowie odhaczałam sobie poszczególne punkty na liście.
Z korytarza dobiegł głos otwieranych drzwi, i już szykowałam długą i nudną przemowę żeby po raz tysięczny wyrazić, jak bardzo się na nim zawiodłam, ale stwierdziłam, że to i tak już nie ma sensu.
 - Cześć kochanie! - w drzwiach pojawił się Harry. Blady, z podkrążonymi, przekrwionymi oczami i zapadniętymi policzkami, rozczochrany, w wygniecionej koszuli i z nieobecnym wzrokiem. Właśnie tak, jak się go spodziewałam.
- Pakuj się. - mruknęłam i wyminęłam go.
- Porozmawiaj ze mną.
- Nie mam na to czasu. Za chwilę wyjazd, a nic nie jest zrobione. Mam cały dom i jak się okazuje czwórkę, a nie trójkę dzieci na głowie. - nie czekając na odpowiedź poszłam do pokoju Belli.


Harry's pov.
Syknąłem gdy przypadkiem dotknąłem rozgrzanego żelazka. O dziwo przeklinanie na czym świat stoi i machanie oparzoną ręką w powietrzu nic nie pomagało. I jak zwykle w takich chwilach Sue podniosła wzrok znad telefonu i wzdychając  pokręciła głową.
- Idź zamocz zimną wodą a ja to wyprasuję. - mruknęła.
W mojej głowie był jeden wielki bałagan. Robiłem co mogłem, żeby moja rodzina była szczęśliwa, i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że im bardziej się starałem, oni się ode mnie odwracali... a przynajmniej tak mi się wydawało.
Czego nie zrobiłem, było źle.
A przez te wszystkie myśli i robotę jestem teraz po prostu cholernie zmęczony i nic mi nie wychodzi.
- Utopiłeś się tam? - usłyszałem głos córki z salonu.
- Nie, już idę.
Usiadłem na kanapie. Nie miałem na nic siły.
- Masz jakiś sposób żeby przeprosić mamę? - spytałem zamykając zmęczone oczy.
- Najpierw musisz jakoś zrobić, żeby chciała z tobą rozmawiać.
- Ale to jest niewykonalne... - mruknąłem przykrywając twarz dłońmi.
- Pamiętam, jak kiedyś było wesoło, a ty z mamą byliście wręcz obrzydliwie słodcy, więc jakoś dawałeś radę.
- Gdybym wiedział, jak to cofnąć, to bym to zrobił.
- Kochasz mamę?
- Sue, nie sądzę żebym mógł rozmawiać o tym ze swoją nastoletnią córką.
- Jasne, traktuj mnie dalej jak dziecko, tylko następnym razem niech Bella cię wyciąga z biura na ostatnią chwilę. - odłożyła żelazko. - A gdybyś mamę kochał, odpowiedziałbyś bez wahania.
Wybiegła z salonu zostawiając mnie z huraganem w głowie. Kiedy moje życie się aż tak posypało?


Sue's pov.
- A ty nie jesteś czasem u rodzinki? - usłyszałam spokojny głos Dylana w telefonie.
- Wyjeżdżam za chwilę... - zawahałam się.
- Dobra, mów co się stało. Coś z Harry'm?
- Tak... dzisiaj znowu go z biura wyciągałam, ale nawet nie o to chodzi... Bo przed chwilą spytałam, czy kocha mamę... - trochę się uspokoiłam. Odepchnęłam się od drzwi i położyłam się na łóżku. Wzięłam głęboki oddech. Przez otwarte okno wlatywało świeże, mroźne powietrze, a zimowe promienie słońca lekko raziły mnie w oczy. Słyszałam radosny głos Belli która znowu wymsknęła się mamie i pewnie lepiła kolejnego bałwana w ogrodzie. To był mój poukładany świat, i nie wyobrażałam sobie, że nagle rodzice mogliby się rozwieść, a to wszystko by zniknęło.
- I? - głos Dylana wyrwał mnie z zamyślenia.
- I przysłonił się jakąś głupią wymówką, że nie będzie o tym ze mną rozmawiał. A przecież kiedyś odpowiedziałby bez wahania.
Usłyszałam jak wzdycha.
- Słuchaj, on był w niej beznadziejnie zakochany, nie sądzę żeby to nagle wyparowało...
- Dylan, ja się na prawdę zaczynam o nich martwić.
- Wiesz co, pogadamy na miejscu. A ty najlepiej przestań się tym zajmować... jakoś nie wierzę, żeby mieli się rozstać...
Usłyszałam, jak mama woła mnie z korytarza.
- Muszę kończyć. O której tam będziesz?
- Jestem w pociągu. Pewnie za godzinę. Przyjadę przed wami.
Rozłączyłam się akurat kiedy mama weszła do pokoju. Ubrana, umalowana, z uczesanymi włosami... kiedy ona to zdążyła zrobić?
Usiadła obok mnie i przytuliła.
Ostatnio coraz częściej to robiła.
- Jesteś już gotowa? - spytała.
- Tak... znaczy chyba muszę się przebrać...
Babcia pewnie by mnie wyrzuciła z domu za wytarte dżinsy z dziurami.
- Tylko się pospiesz, błagam.

______________________________________________
Bum!
1 rozdział już za nami
Zauważyłam że już bardzo dużo osób się przeniosło na Daddy, bardzo mnie to cieszy <3
+
wiem że na razie prolog i rozdział I wydają wam się jak 2 oddzielne planety, spokojnie - nie pomyliłam się i jestem (chyba) zdrowa na umyśle xd
Komentarzowej bariery nie ma, ale wiecie, że im więcej komentarzy tym szybciej aktualizacja, prawda? xd

niedziela, 4 stycznia 2015

Prolog

- Harry... - rozległ się delikatny głos Amelie. Tak bardzo nie chcę otwierać oczu i mierzyć się z kolejnym upalnym dniem.
Promienie słoneczne już rażą moje zaspane oczy, więc ponownie je zamykam.
- Radzę ci wstać kochanie. - delikatny, kojący głos został zabarwiony nutką rozbawienia.
Poczułem jej opuszki palców gładzące mój policzek.
- Litości... chcę zostać w tym łóżku z tobą przez resztę dnia. - marudzę i słyszę jej chichot.
- Sue nie wróciła do domu po wczorajszej imprezie. Poszła z tym blondynem którego przytrzasnąłeś drzwiami. Nadal jej nie ma. - nadal miała cichy, spokojny ton głosu, a we mnie właśnie wybuchł wulkan.
Poderwałem się z łóżka i jak oparzony pobiegłem do pokoju córki. 
Nie będę dziadkiem, za żadne skarby.  Żaden pryszczaty pedałek z aparatem nie położy na niej łap.
Gdy wpadłem do środka prawie razem z drzwiami, ujrzałem ją spokojnie leżącą na łóżku. Podniosła wzrok znad telefonu i uniosła brew, tak jak robi to Amelie.
Usłyszałem śmiech mojej żony.
Znowu dałem się wrobić. Powstrzymując śmiech i udając groźnego wycofałem się z pokoju.
- Tata! - rozległ się wrzask mojego syna który wybiegł ze swojej jaskini.
- Czego?
- Zawieziesz mnie do Ryan'a? Proszę!
- Masz nogi. - prychnąłem. - Szykuj śniadanie, to się jeszcze zastanowię.
Klepnąłem go w plecy i pognał po schodach na dół, robiąc przy tym niesamowity hałas.
Spojrzałem w drugą stronę do pokoju mojej młodszej córki. Sue i Charlie dawali mi totalny wycisk, ale Bella była przy nich aniołkiem, więc z nadzieją przekroczyłem próg. Córka siedziała przy uporządkowanym biurku i zawzięcie coś rysowała.
Zawsze dziwiło mnie to, że tak jak dziś - o 9 rano ten dom żył już całkowicie. No, może z wyjątkiem mnie.
- Co robisz? - spytałem głaszcząc jej puszyste włoski.
- Rysuję bociana z dzidzią. - odparła poważnie.
O nie, znowu.
Zarządziłem szybki, dyskretny odwrót, i na palcach opuściłem pokój. Teraz tylko do końca korytarza i w lewo. Udało się.
Zamknąłem za sobą drzwi sypialni, i gdy w końcu poczułem znajomy zapach Ami i kwiatów, których wszędzie nastawiała, uspokoiłem się.
- I jak poranny obchód? - uśmiechnęła się zwycięsko. Latka lecą, a ona nadal jest taka sama.
- Gdybym cię tak cholernie nie kochał, nie żyłabyś już za ten żart z Sue. I następnym razem ty będziesz tłumaczyć Belli dlaczego nie dostanie braciszka.
Opadłem obok niej na łóżko.
Witaj, kolejny, szalony dniu w domu Styles'ów.
______________________________________________