- Zatrzymaj się. - usłyszałam głos mamy.
- Coś się stało? - tata wydawał się zaniepokojony, ze zmęczeniem przetarł twarz.
Samochód płynnie zjechał na pobocze. Mama otworzyła swoje drzwi.
- Przecież widzę, że zasypiasz. Za chwilę wyślesz nas na tamten świat. - westchnęła. - Ja poprowadzę.
- Ty też jesteś zmęczona, i...
- Nie tak jak ty. Nie mam siły na rozmowę z tobą.
Tata pokręcił głową i wysiadł. Zamienili się miejscami. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w tym momencie nawet Bella chyba wyczuła, że coś jest nie tak.
Atmosfera w samochodzie była nie do zniesienia. Wiedziałam, że
rodzice mają kryzys, ale nie docierało do mnie to tak bardzo do teraz
... I wiedziałam też, że mama miała nadzieję, że chociaż w święta tata
będzie taki jak kiedyś. A on niestety znów nawalił.
Pamiętam, jak miałam dosyć ich czułości, pocałunków i tego wszystkiego, ale teraz... tak bardzo chciałabym żeby to wróciło...
- Sue! - usłyszałam wrzask brata. Zmarszczyłam brwi i wyjęłam słuchawki z uszu.
- Czego?
-
Postój jest. - zanim dokończył już go nie było w samochodzie. Tata spał
na fotelu z przodu a mama rozmawiała z kimś przez telefon. Bella jak
zwykle była w swoim świecie, z zapałem przeglądała książkę z obrazkami
cichutko nucąc pod nosem. Do niej i do Charliego chyba nic z tej
sytuacji nie docierało, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Jest zbyt
mała by to wszystko rozumieć... Było mi jej żal. Właściwie od jej
urodzenia tata się tak zachowywał. I ona będzie go pamiętać jako tego,
którego nigdy nie ma w domu, a jak już jest, to śpi i wygląda jak siedem
nieszczęść.
Mama wsiadła za kierownicę i spojrzała się na tatę. Westchnęła i przykryła go jego marynarką. Boże, nie zniosę tego wszystkiego.
- Jak ty wydoroślałaś! - babcia zaczęła lustrować moją sylwetkę. - Ale uważam, że spódniczka powinna być dłuższa.
- Taa... następnym razem... - wywróciłam oczami.
Na
szczęście jej uwaga była już skupiona na Belli, a ja spokojnie mogłam
się rozejrzeć. W końcu wyłapałam w tym tłumie ludzi Dylana i od razu
rzuciłam się go przytulić.
- Cześć mała. - uśmiechnął się.
- Nie mów na mnie mała! - uderzyłam go w ramię.
Jak
zwykle był ubrany po swojemu, a wypłowiałe, zniszczone, różowe włosy
wystawały spod wełnianej czapki. Dodatkowo rozmarzone, nieobecne
spojrzenie i wychudła sylwetka, i mamy już obraz mojego wujka. Nikt
nigdy by nie pomyślał że to mój wujek... i że jest synem tej kobiety,
która zawsze była perfekcyjnie wymalowana, w szpilkach i sukience
wieczorowej, a przecież zbliżała się powoli do siedemdziesiątki. Moja
rodzina była bardzo pokręcona.
Tata z Bellą na rękach podszedł do nas.
- No, bracie, po czterdziestce faceci mają brzuszek, a nie chudną w oczach. - Dylan poklepał go po brzuchu.
-
A studenci za zwyczaj nie mają różowych włosów. - odgryzł się tata.
Uwielbiałam ich kłótnie, bo każdemu towarzyszył przy tym uśmiech.
- Stary piernik.
- Smarkacz. Znalazłeś już sobie jakąś dziewczynę czy nadal chłopcy?
- Ani chłopcy, ani dziewczyny. - zaśmiał się Dylan. - Mam Sue. - przyciągnął mnie do siebie.
-
Pomyśl o własnej córce, a nie cudze podkradasz. - spojrzał się przygaszonym wzrokiem na mamę
która wchodziła właśnie na górę i postawił Bellę
na ziemi.
Uśmiechnął się do mnie, ale nie zaliczyłabym tego do szczerych uśmiechów.
Pognał na górę.
Amelie's pov.
Weszłam do sypialni licząc na odrobinę spokoju. Z każdym przyjazdem tutaj czuję się gorzej.
Zdjęłam szpilki i usiadłam zmęczona na łóżku. To wszystko nabrało zbyt szybkiego tempa.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i ciche przekręcanie zamka. Podszedł do mnie. Był tak blisko...
I wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami, pieprzonymi, zielonymi oczami w których kiedyś mogłam się topić, ale to już nie było to. Nadal działał na mnie tak samo, nadal tu był, ale jednak ten mój Harry był gdzieś bardzo, bardzo głęboko schowany.
- Co się dzieje? - spytał cicho. Jego głos wydawał się nie na miejscu po tym czasie milczenia.
- Nic.
- Przecież widzę. - usiadł obok mnie.
- Nic się nie dzieje, Harry.
Westchnął i wstał. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Przecież sama widzisz, że nie jest już tak jak kiedyś. - przeczesał ręką włosy.
- I mi się pytasz, dlaczego tak jest? Może powinieneś sobie zadać to pytanie?
- Ale ja nie wiem Amelie! Robię wszystko dla was, do cholery, a wy się oddalacie!
- Dla nas zostajesz po godzinach w biurze z Ashley? - zmarszczyłam brwi.
Spojrzał się na mnie zdezorientowany.
- Ostatnio przyszłam do wytwórni. Andy właśnie wychodził, tylko ty i ona zostaliście sami w twoim gabinecie.
- Między nami do niczego nie doszło.
- Mam na to jakiś dowód? - uśmiechnęłam się i rozłożyłam ręce.
- Kocham tylko ciebie.
- Nie kochasz mnie, Harry, już od dawna. Nie będę już myśleć o tym, co jest między tobą a nią, ale to nie jest jedyny problem. Chyba powinniśmy... - zacisnęłam oczy żeby nie poleciały łzy i wyprostowałam się. - powinniśmy pomyśleć o rozwodzie.
Zmarszczył brwi.
- Chcesz mnie zostawić, bo myślisz, że cię zdradziłem, mimo że do kurwy nędzy wcale tego nie zrobiłem? - był wyraźnie zły.
Nie będę rozklejać się przed sobą i przed nim, nie tym razem.
- To nie tylko o to chodzi. Ciebie już po prostu... nie ma. Przychodzisz późno i idziesz spać. Nie zwracasz uwagi na mnie i na dzieci. Żyjesz w swoim świecie, i zawsze zawodzisz. Dzisiaj gdyby Sue się nad tobą nie zlitowała siedziałbyś w tym zasranym gabinecie!
- Daj mi ostatnią szansę...
- Dawałam ci już dużo 'ostatnich szans'.
- Ty mnie już nie kochasz, prawda?
Bałam się na niego spojrzeć. Bałam się, że zobaczę u niego łzy, co wskazywał jego głos, bałam się że znowu się nad nim zlituję, a nie chcę już dłużej być kimś, kto kocha wspomnienie człowieka...
- To nie ma teraz znaczenia.
- A co z dziećmi? Przecież...
- Nie zasłaniaj się dziećmi. - przerwałam mu. - Wiem że to się na nich odbije, ale ja nie mogę dłużej z tobą być, Harry...
Spojrzałam na niego. I zaraz potem cholernie tego żałowałam...
Nie płakał, ale jego oczy się błyszczały. Wydawał się jeszcze bardziej blady i wychudzony. Marynarka wisiała na nim, chociaż kiedyś leżała idealnie.
Pokręcił głową.
Potem wszystko działo się szybko, i chyba nie miałam w tamtym momencie nad sobą żadnej kontroli...
środa, 20 maja 2015
wtorek, 12 maja 2015
COMEBACK!
Nie, to nie halucynacja (hemoglobina, taka sytuacja).
Przez 3 miesiące żadnego znaku życia
żadnego rodziału
nicość
pustka
i płacz
Ale.
POWRACAM, PRZEPRASZAM I OBJAŚNIAM! :D
A więc, moje usprawiedliwienie to nie tragedia rodzinna,
ani choroba,
ani problemy (jeśli nie liczyć tych codziennych xd)
i przede wszystkim:
nie umarłam, tak jak się niektórym zdawało xd
Żyję i mam się względnie dobrze, a na Daddy nie skończyła się wena, tylko miałam wrażenie że skończyliście się WY. xd
Po opublikowaniu 1 rozdziału przez długi czas był 1 komentarz, co mnie odrobinkę załamało. Styczeń był dla mnie bardzo ciężkim czasem, wiele się od tego czasu zmieniło, wiele, serio wiele straciłam i też WIEEEELE zyskałam. Ale to był czas kiedy moja wiara w siebie i te wszystkie pierdoły były na minusie, więc rozumiecie - nie ma żadnego (prawie) znaku z Waszej strony, więc nie ma mojej wiary.
Musiałam poukładać parę spraw i nie wchodziłam na bloga żeby się nie rozczarować jak bardzo tu pusto. Aż pewnego pięknego dnia napisała do mnie dziewczyna dzięki której tu zajrzałam, uświadomiłam sobie że jednak jesteście i że JEST NADZIEJA! :D
(jestem ciekawa ile osób to przeczytało, a ile przeczyta tylko to większą czcionką xd)
Rozdział w tym tygodniu! Od dziś, jeśli będą takie sytuacje że Was nie będzie będę sprawdzać obecność :)
+ dziękuję wszystkim osobom które pytały się kiedy rozdział, prosiły o jakiś znak życia, to jest mega kochane :D
Na przyszłość: jeśli nie ma mnie tu dłużej albo są jakieś pytania, mogę mieć problemy z bloggerem albo znowu jakieś fochy, więc piszcie na twitterze: @dream_in_this albowiem iż ponieważ spędzam tam połowę życia i NA PEWNO tam Wam odpiszę xd
see you soon xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)