- Tato...
Otworzyłem oczy. Szczypały jak cholera, a gdy ruszyłem się żeby je przetrzeć, zmęczone mięśnie szyi dały o sobie znak koszmarnym bólem. Jęknąłem, gdy wstałem z fotela. Kolejna noc przespana na siedząco w gabinecie zaczyna dawać o sobie znać.
W panice spojrzałem na zegarek, ale po chwili przypomniałem sobie, że są święta, dziś nie ma pracy.
- Tato... halo... - dopiero teraz zorientowałem się, że przy biurku stoi moja córka.
- C-co... gdzie...
- Zasnąłeś w biurze. - westchnęła zirytowana. - Mama dzwoniła, ale nie odbierałeś, więc musiałam po ciebie jechać. Za 2 godziny wyjeżdżamy.
- Gdzie? - chyba nie do końca kontaktowałem z rzeczywistością.
- Rany, święta są, wiesz o tym?
Pokiwałem głową.
- A gdzie zwykle wyjeżdżamy w święta? - wywróciła oczami.
- Aaa, już rozumiem. - przeczesałem rozczochrane włosy.
- Tylko lepiej się ogarnij, bo jeśli mama zobaczy cię w takim stanie to będzie jeszcze gorzej. - złość na jej twarzy powoli ustępowała zmartwieniu.
- Jak bardzo zła jest? - spytałem i tak znając odpowiedź.
- Bardzo. - prychnęła. - A będzie jeszcze bardziej, jak się spóźnimy.
Amelie's pov.
- Mamo, a ile mogę wziąć pluszaków? - usłyszałam głos córki od strony drzwi.
- Bella, na prawdę nie mam na to głowy... po prostu zmieść się w swoją torbę, Sue ci pomoże. - westchnęłam wycierając ręce w kuchenny ręcznik.
- Ale Sue nie ma.
Nawet mnie to nie zdziwiło. Zawsze litowała się nad Harry'm, a zwłaszcza wtedy, kiedy ja już traciłam cierpliwość.
- Za chwilę przyjdę na górę i cię spakujemy, dobrze?
Dziewczynka pokiwała głową i w podskokach opuściła kuchnię.
Ciasto w piekarniku. Charlie spakowany. Dom posprzątany. W głowie odhaczałam sobie poszczególne punkty na liście.
Z korytarza dobiegł głos otwieranych drzwi, i już szykowałam długą i nudną przemowę żeby po raz tysięczny wyrazić, jak bardzo się na nim zawiodłam, ale stwierdziłam, że to i tak już nie ma sensu.
- Cześć kochanie! - w drzwiach pojawił się Harry. Blady, z podkrążonymi, przekrwionymi oczami i zapadniętymi policzkami, rozczochrany, w wygniecionej koszuli i z nieobecnym wzrokiem. Właśnie tak, jak się go spodziewałam.
- Pakuj się. - mruknęłam i wyminęłam go.
- Porozmawiaj ze mną.
- Nie mam na to czasu. Za chwilę wyjazd, a nic nie jest zrobione. Mam cały dom i jak się okazuje czwórkę, a nie trójkę dzieci na głowie. - nie czekając na odpowiedź poszłam do pokoju Belli.
Harry's pov.
Syknąłem gdy przypadkiem dotknąłem rozgrzanego żelazka. O dziwo przeklinanie na czym świat stoi i machanie oparzoną ręką w powietrzu nic nie pomagało. I jak zwykle w takich chwilach Sue podniosła wzrok znad telefonu i wzdychając pokręciła głową.
- Idź zamocz zimną wodą a ja to wyprasuję. - mruknęła.
W mojej głowie był jeden wielki bałagan. Robiłem co mogłem, żeby moja rodzina była szczęśliwa, i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że im bardziej się starałem, oni się ode mnie odwracali... a przynajmniej tak mi się wydawało.
Czego nie zrobiłem, było źle.
A przez te wszystkie myśli i robotę jestem teraz po prostu cholernie zmęczony i nic mi nie wychodzi.
- Utopiłeś się tam? - usłyszałem głos córki z salonu.
- Nie, już idę.
Usiadłem na kanapie. Nie miałem na nic siły.
- Masz jakiś sposób żeby przeprosić mamę? - spytałem zamykając zmęczone oczy.
- Najpierw musisz jakoś zrobić, żeby chciała z tobą rozmawiać.
- Ale to jest niewykonalne... - mruknąłem przykrywając twarz dłońmi.
- Pamiętam, jak kiedyś było wesoło, a ty z mamą byliście wręcz obrzydliwie słodcy, więc jakoś dawałeś radę.
- Gdybym wiedział, jak to cofnąć, to bym to zrobił.
- Kochasz mamę?
- Sue, nie sądzę żebym mógł rozmawiać o tym ze swoją nastoletnią córką.
- Jasne, traktuj mnie dalej jak dziecko, tylko następnym razem niech Bella cię wyciąga z biura na ostatnią chwilę. - odłożyła żelazko. - A gdybyś mamę kochał, odpowiedziałbyś bez wahania.
Wybiegła z salonu zostawiając mnie z huraganem w głowie. Kiedy moje życie się aż tak posypało?
Sue's pov.
- A ty nie jesteś czasem u rodzinki? - usłyszałam spokojny głos Dylana w telefonie.
- Wyjeżdżam za chwilę... - zawahałam się.
- Dobra, mów co się stało. Coś z Harry'm?
- Tak... dzisiaj znowu go z biura wyciągałam, ale nawet nie o to chodzi... Bo przed chwilą spytałam, czy kocha mamę... - trochę się uspokoiłam. Odepchnęłam się od drzwi i położyłam się na łóżku. Wzięłam głęboki oddech. Przez otwarte okno wlatywało świeże, mroźne powietrze, a zimowe promienie słońca lekko raziły mnie w oczy. Słyszałam radosny głos Belli która znowu wymsknęła się mamie i pewnie lepiła kolejnego bałwana w ogrodzie. To był mój poukładany świat, i nie wyobrażałam sobie, że nagle rodzice mogliby się rozwieść, a to wszystko by zniknęło.
- I? - głos Dylana wyrwał mnie z zamyślenia.
- I przysłonił się jakąś głupią wymówką, że nie będzie o tym ze mną rozmawiał. A przecież kiedyś odpowiedziałby bez wahania.
Usłyszałam jak wzdycha.
- Słuchaj, on był w niej beznadziejnie zakochany, nie sądzę żeby to nagle wyparowało...
- Dylan, ja się na prawdę zaczynam o nich martwić.
- Wiesz co, pogadamy na miejscu. A ty najlepiej przestań się tym zajmować... jakoś nie wierzę, żeby mieli się rozstać...
Usłyszałam, jak mama woła mnie z korytarza.
- Muszę kończyć. O której tam będziesz?
- Jestem w pociągu. Pewnie za godzinę. Przyjadę przed wami.
Rozłączyłam się akurat kiedy mama weszła do pokoju. Ubrana, umalowana, z uczesanymi włosami... kiedy ona to zdążyła zrobić?
Usiadła obok mnie i przytuliła.
Ostatnio coraz częściej to robiła.
- Jesteś już gotowa? - spytała.
- Tak... znaczy chyba muszę się przebrać...
Babcia pewnie by mnie wyrzuciła z domu za wytarte dżinsy z dziurami.
- Tylko się pospiesz, błagam.
______________________________________________
Bum!
1 rozdział już za nami
Zauważyłam że już bardzo dużo osób się przeniosło na Daddy, bardzo mnie to cieszy <3
+
wiem że na razie prolog i rozdział I wydają wam się jak 2 oddzielne planety, spokojnie - nie pomyliłam się i jestem (chyba) zdrowa na umyśle xd
Komentarzowej bariery nie ma, ale wiecie, że im więcej komentarzy tym szybciej aktualizacja, prawda? xd